Pogrzeb Juliusza Słowackiego

Moja zasługa, że trumna ze zwłokami Słowackiego spoczywała w Barbakanie przez noc całą. Miało być tylko nabożeństwo w kościele Mariackim. Potem miał pochód iść na Wawel. Przeżycia rozkoszne, ale w napięciu nieprzyjemnym, bo bałem się burzy, która mogła zerwać welon. Przez noc mżyło, a potem lało. Piłsudskiego mowa do oficerów na Wawelu. W komitecie byli Sieroszewski, Żeromski, Badeni przewodniczył, kardynał Puzyna się oparł; Żeromski proponował grób Słowackiego nad Czarnym Stawem… Już wtedy myślałem o Barbakanie i defiladzie przed trumną. Przyjmowałem delegacje z Wilna z ziemią i z Krzemieńca z ziemią z grobu matki. Cyprysy z różami, a u góry światło strzela z galerii. Msza na galerii. Śpiewy…

Wyczółkowski do Pieniążka: Gdybym był młodszy, zawiązałbym bractwo grafików, malarzy i badaczy i rozesłałbym ich po kraju, aby zwiedzali Polskę, rysowali i malowali piękno Polski. Zbierać motywy, potem to przerobić. Na starość przychodzą te rzeczy, od których się powinno zaczynać. Wisła jak panorama japońska: domy, lasy, góry, doliny. Kompozycje z Wisły: Pogrzeb Słowackiego. Statek. Później z motorówki, żeby Wisła nie była jak Wołga. Przód narysować i zdecydować w kolorze. Chodzi o purpurę, żeby była zgodność. Harfy złote. Moja koncepcja w Barbakanie. Na nich trumna. Tęcza. Po przerobieniu studiów wypadnie łatwo, wieńce na poręczach ze wstęgami robią ruch… jeszcze nie ma tu amarantu na harfach; wtedy wieńce i sztandary wyjdą lepiej. W Gdyni z natury namaluję statek „Mickiewicz”. Dyr. Rómmel oglądając tę kompozycję z arrasami i tęczą, zamiast przyjść mi z pomocą co do statku, robi kłótnię fachową: kołowiec „Mickiewicz” nie mógłby płynąć po morzu, bo by utonął. Robi mi wyrzuty, że nie znam się na statkach morskich. Ja jestem zależny od natury i bez natury tworzyć nie mogę. Co innego jednak natura, a co innego symboliczne traktowanie w sztuce czy w Pogrzebie Słowackiego, czy w okładkach z tęczą, masztem i banderą, czy sosna z ulem i krzyżami na mogiłkach. Autoportret – jak niedźwiedź polarny na tle Wisły – tratwy płyną, a malarz zmęczony zostaje.